środa , 15 marzec 2023
Fanów
Użytkowników
Subskrybentów
Orjan Nilsen to norweski dj i producent o twarzy dziecka, który karierę muzyczną rozpoczął w 2004 roku. Pierwszy singiel, który zapowiadał jego wielki talent powstał w 2006 i zwierał dwie kompozycje „Arctic Globe” oraz „Prison Break”. W 2011 Orjan wydał swój debiutancki album „In My Opinion”, do dziś na swoim koncie ma trzy autorskie albumy, wiele wspaniałych remiksów i występy na największych światowych festiwalach. Album „The Devil Is In The Detail” zawiera czternaście propozycji wśród których poszukiwałem dobrych wokali, ciekawych melodii oraz dobrego basu.
Tracklista:
01. The Devil Is In The Detail
02. Kiara
03. Ghost Ship (with Damon Sharpe)
04. Chasing For The Sun
05. Alone
06. Midnight Shine
07. Don’t Need To Know Your Name
08. Up & Up
09. The Chosen One
10. Reminiscence
11. 1 Like You (with Fingerling)
12. Samhain
13. Once There Were Raves
14. Phantom Heart (feat. Allé & Damon Sharpe)
„The Devil Is In The Detail” – tytułowy utwór rozpoczyna nieszablonowe intro, które wraz z wejściem linii melodycznej utwierdza, że to mocno eksperymentalna twarz Orjana. Elektronika odpływająca od zaszufladkowania do danego gatunku, przyprawiona bardziej połamanymi bitami. Ma to swoje tempo, swój feeling ale w moje gusta nie trafia.
„Kiara” – chyba trochę wypadłem z obiegu i muszę się oswoić z bardziej big roomową twarzą Orjana. Utwór ma w sobie energie, ale czy to uprawnia do tego by zapadł na dłużej w pamięć? Niestety odpowiedź musi być negatywna.
„Ghost Ship” (with Damon Sharpe) – pierwsze bardzo przyjemne dźwięki i zupełnie przyzwoity męski wokal. Numer przygotowany pod bardziej komercyjnego odbiorcę, nadający się bardziej do radia niż do zagrania w eventowym secie. Solidne wykonanie, dobra melodia, nagranie na plus.
„Chasing For The Sun” – generalnie można by napisać o tym utworze podobnie jak o „Ghost Ship” z tą różnicą, iż mamy tutaj żywszą melodię choć wciąż jest to bardziej komercyjne granie niż oczekiwał bym po Orjanie.
„Alone” – melodia od razu nakłania słuchacza do reakcji, do tego bardzo dobry wokal i mamy przepis na solidny track, a nawet coś więcej. Utwór fajnie się nakręca, czuć w nim emocje. Pierwsza propozycja na tym krążku z tych do których z pewnością wrócę.
„Midnight Shine” – z początku bardzo niepozorny kawałek w rozwinięciu zmienia się w piękną instrumentalną balladę. Zapachniało przez moment klasyką, czyli „La Guitarra”, ale jest to nad wyraz pozytywne skojarzenie. Top trzy tego albumu.
„Don’t Need To Know Your Name” – komercja która poszła zdecydowanie w złym kierunku i za daleko. Przepis pod tytułem wokal plus energetyczny bit pokazuje, że nie za każdym razem z tej mąki musi być chleb.
„Up & Up” – w tym przypadku mamy do czynienia z niezłym wokalem zręcznie obudowanym przyjemnymi dźwiękami. Widać, że utwór jest przemyślany, poszczególne frazy opowiadają pewną historie, która może nie jest porywająca ale godna wysłuchania.
„The Chosen One” – Nilsen stawia w tym nagraniu na zdecydowanie żywszy bit wymieszany z zupełnie nie wnoszącym nic do tego tracka wokalem. Średniak, którego notę obniża to, że nie jest wyłącznie instrumentalem.
„Reminiscence” – są w życiu takie utwory, które w pierwszym odsłuchu zadziwiają, że musisz kilkukrotnie je przetrawiać i tak właśnie jest z tą propozycją. Więcej eksperymentu, odrzucenie sztucznych schematów sprawia, że mamy dobry eventowy numer, który powinien uzyskać nie jeden support.
„1 Like You (with Fingerling)” – progresywnie, ale średnio. Nie jest to mocny punkt w dyskografii Norwega tak pod kątem wokalu jak i użytych dźwięków. Udało się znaleźć kilka znośnych fragmentów, ale kawałek jako całość, a w szczególności wokal nie dla mnie.
„Samhain” – dobry, żywy, energetyczny numer. Melodia zapadająca w pamięć, można do niej wracać wielokrotnie nim się znudzi. Jedna z lepszych propozycji na tym albumie.
„Once There Were Raves” – intro drapieżne, zapowiadające nagranie pełne ostrych dźwięków. Rozwinięcie mówi, że mamy do czynienia z bangerem, który nada się na nie jeden rave. Solidny track, który nie wyróżnia się jednak na tle wielu innych utrzymanych w tym stylu.
„Phantom Heart (feat. Allé & Damon Sharpe)” – warto było czekać cały album na to nastrojowe intro, które płynnie rozwija się nie tylko dzięki wokalowi. W dalszej części jest nastrojowo, ale utwór nie został pozbawiony odrobiny pikantniejszych dźwięków.
„The Devil Is In The Detail” to album pełen sprzeczności, na którym oprócz bardzo dobrych nagrań zdarzają się kompozycje nie udane. Znalazł się na nim zarówno coś dla słuchacza wymagającego jak i dla tego bardziej komercyjnego. Niestety więcej znajdziemy tutaj komercyjnych zabarwień, a tym samym ocena dostateczna dla całego albumu.
28 listopada 2020
19 stycznia 2019
17 listopada 2018
17 września 2018